niedziela, 29 marca 2015

Hamsa hummus & happieness israeli restobar - recenzja 10.02.2013

Dziś recenzja restauracji (no. ok, restobaru), o której słychać w Krakowie już od kilku miesięcy. Ponieważ głosy były zdecydowanie przychylne, postanowiliśmy być modni i na czasie (raz na czas w końcu można) i, skuszeni obietnicą współczesnej kuchni izraelskiej, wybraliśmy się w sobotę do Hamsy na Kazimierzu.

Lokal mieści się w budynku, który zawsze bardzo mi się podobał, po przeciwnej stronie niż Stara Synagoga. Pierwsze wrażanie wizualne w środku jest bardzo korzystne - jasne wnętrza i bardzo oszczędny wystrój. Nie odwraca uwagi od jedzenia. Obsługa jest bardzo miła. Tak miła, że nie przeszkadzało że byliśmy obsługiwani przez bardzo początkującą kelnerkę, która musiała przyjść z "obstawą", bo płaciliśmy kartą. Pozdrawiamy i życzymy powodzenia.

Na początek zamówiliśmy przystawki: Hummus a la Abu i muhammara - pasta z orzechów i papryki na ostro. Hummus był pyszny, gładki, smaki równoważyły się jak trzeba, więcej chyba nie trzeba pisać, w końcu hummus to już od jakiegoś czasu nie jest nieznana egzotyka. Inaczej sprawa ma się z muhammarą, nie mam doświadczenia jeśli chodzi o kuchnię Bliskiego Wschodu, więc z tym daniem zetknęłam się po raz pierwszy, ba, póki nie znalazłam go w karcie, nie miałam pojęcia, że istnieje. To gęsty dip paprykowo - orzechowy przyprawiony na ostro. Ma bardzo przyjemną konsystencję, urozmaiconą kawałeczkami orzechów i piękny czerwony kolor. Muhammara zostałaby z miejsca moim liderem past do chleba gdyby nie to, że 2 razy natknęłam się na kawałki łupinek orzecha. Wielka szkoda bo smakowo pasta była fantastyczna. I w zasadzie na tym moglibyśmy zakończyć - porcje przystawek są takie, że niezbyt głodnej osobie w zupełności wystarczy do zaspokojenia apetytu.
 
Jednak my zamówiliśmy też drugie dania. Kusiła mnie sałatka z jagnięciny, ale koniec końców padło na burekas ze szpinakiem. To trójkątny pieróg z ciasta filo, nadziewany szpinakiem z fetą i orzeszkami pinii, podawany z sosem jogurtowym. W sosie zdecydowanie dominowała cytrynowa nuta. Porcja była solidna. Danie było bardzo gorące, a ciasto łamało się na małe, cieniusieńkie płatki. Szpinak przyrządzono dobrze - nie była to brejowata, szara ciapa, tylko zielone uduszone liście zmieszane z serem i orzeszkami. Może brakowało w tym szpinaku odrobiny pazura, ale raczej chodzi o moje osobiste upodobania smakowe i nie należy tego traktować jako zarzut wobec dania, które zdecydowanie przypadło mi do gustu.

Alastor skusił się na jagnięcinę po marokańsku. Dostał kawałki jagnięciny w gęstym,  aromatycznym sosie podane z kuskusem. Oczywiście dokonałam degustacji, wypadła nader pomyślnie. Mięso było mięciutkie, nabrało korzenno-owocowego posmaku. W sosie zidentyfikowaliśmy duże ilości przypraw korzennych, morele i rodzynki. Kuskus stanowił przyjemną przeciwwagę dla tego bogactwa. Niestety, do kuskusu dodano świeżej papryki. W zimie papryka jest raczej taka sobie.

Szczęśliwie nie wpadliśmy na pomysł zamawiania deseru, bo chyba musielibyśmy prosić o zapakowanie na wynos. Udało mi się jedynie sprawdzić jakość podawanej kawy, która okazała się bardzo smaczna. Myślę, że wrócimy do Hamsy jeszcze nie raz, mam nadzieję, że za każdym razem będzie równie dobrze. Dwie osoby zapłaciły równe 90 zł. Nasza ocena 4,5/5 (odejmuję połowę punktu za łupinki i zimową paprykę w kuskusie).

Smakołyki - recenzja 9.12.2012

Czasem, kiedy tak bardzo nam się nie chce, a chcemy zjeść coś "domowego" czego zwykle nie gotuję, kierujemy się do przybytku poznanego w końcówce czasów studenckich - do Smakołyków na Straszewskiego. Ta knajpa powstałą w idealnym czasie i miejscu. Akurat kiedy Koko zniechęciło do siebie mnóstwo osób (ile można czekać na zimne jedzenie i toczyć walki z paniami z kuchni, które zamiast powiedzieć, że nie zamówionego dania, znów bez pytania dały jakieś inne, osobliwie najczęściej takie, którego nie jadam), a stołówka w Paderevianum odeszła w niebyt (lub została przeniesiona na Ruczaj, na jedno wychodzi).

Tak więc Smakołyki zajęły ważną niszę na studenckiej mapie Krakowa. Poziom, jaki prezentują wypada gdzieś w okolicy przeciętnej, lekko wspomaganej torebkowymi wynalazkami kuchni domowej. Czyli to, czego każdy wychowany na początku lat 90-tych, kiedy większość mam zachłystnęła się Knorrem i Winiarami, czasem potrzebuje. Trzeba przyznać, że od momentu powstania ciągle trzymają się na tym poziomie. Czyli jest całkiem przyzwoicie, chociaż na dłuższą metę wg mnie nie da się tak żywić.

Dodatkowym plusem jest aranżacja wnętrza. To kolejna knajpa w tym lokalu. Jest tam przepiękne wielkie przeszklone okno, a od kiedy pamiętam, zawsze ziały za nim ciemne ściany i wielkie zakurzone meble. Nie zachęcało to wejścia. Teraz lokal jest urządzony w jasnych kolorach, a główna sala jest dobrze oświetlona. Dodatkowo, za jednej ze ścian znajduje się półka z książkami, na której wypatrzyliśmy "Logikę dla prawników" Ziembińskiego.

Menu jest podzielone na część śniadaniową i obiadową. Alastor twierdzi, że śniadania są w porządku. Jeśli chodzi o część obiadową, zdarzają się rzeczy zdecydowanie godne polecenia jak zapiekanka ziemniaczana z boczkiem i pieczarkami. To solidne, nieudziwnione danie dla głodnej osoby. Godne polecenia są też placki ziemniaczane - świeże, usmażone na chrupiąco, nieodgrzewane. Dania mięsne przygotowywane są uczciwie - podawany do placków gulasz wieprzowy jest zrobiony z "uczciwego", czystego mięsa i doprawiony po domowemu. Dość dobrze wspominam pieczeń wieprzową, choć całokształt dnia został zepsuty torebkowym sosem pieczeniowym (ale niech ten, kogo mama gotowała bez użycia torebek pierwszy rzuci kamieniem). Niestety, nie mogę polecić barszczu z uszkami - oba produkty to wyroby garmażeryjne. Barszcz okazuje się być zwykłym sokiem buraczanym doprawionym pieprzem i majerankiem, a uszka to składające się głównie z ciasta kluchy z farszem mięsnym. Bardzo dużym rozczarowaniem był mintaj w panierce. Przypuszczalnie był usmażony dużo wcześniej, panierka była zupełnie rozmokła. W sumie kuchnia wypada jak w przeciętnym domu - jedno danie wychodzi znakomicie, a inne niestety gorzej. Dodatki są zawsze na dobrym poziomie, nie zdarzyło się nam dostać czegoś rozgotowanego lub niedogotowanego, czy nieświeżej surówki. Serwowane porcje są solidne, dla głodnej osoby.

Niewątpliwym plusem jest całkiem dobra kawa i wybór czeskich piw. Obsługa kelnerska jest na przeciętnym krakowskim poziomie, plusem jest to, że nie zauważamy dużej rotacji. Może tylko przydałoby się zwracać większą uwagę na górną salę - tam zwykle trzeba czekać nieco dłużej na obsługę.

Podsumowując, Smakołyki są moim zdaniem liderem w swojej kategorii - stosunek jakości do ceny jest przyzwoity, są dania, które są godne polecenia, wręcz takie, z powodu których idzie się właśnie tam, są też niewypały. Dwie osoby zwykle zostawiają w Smakołykach ok. 40 zł. Nasza ocena to 4/5 (pamiętając, że oceniamy raczej w kategoriach studenckich).

Jeff's - recenzja z 22.11.2012

Tym razem zamiast przepisu będzie recenzja. Co tydzień śmieję się z wypocin pewnego krakowskiego recenzenta piszącego do krakowskiego dodatku dużego dziennika. Postanowiłam przekonać się czy rzeczywiście tak ciężko napisać recenzję jedzenia i czy trzeba przy tym 3/4 tekstu poświęcić na rozważania o pupie Maryni. 
Ponieważ nie jestem do końca zdrowa (specyfiki Alastora działają doraźnie i w dość wysokim stężeniu), postanowiliśmy odpocząć trochę od gotowania i dać się nakarmić. Nasz wybór padł na Jeff'sa w Galerii Kazimierz. Zachciało nam się burgerów i steków. Knajpka jest strasznie zatłoczona - stolik dostaliśmy dopiero za drugim podejściem. Lokal wystylizowano na amerykański bar, faktycznie gdzieś czai się pewne podobieństwo, choć osobiście wolę jadać w jasnych, przestronnych wnętrzach. Wielki napis przed wejściem oznajmia, że grają amerykańską muzykę na żywo. Rzeczywiście grają na żywo i po amerykańsku, choć na nasz gust mogliby ciut ciszej. Tak żeby dało się usłyszeć własne myśli.
Zamówiliśmy cheeseburgera i stek z karkówki terriyaki. Przy składaniu zamówienia okazało się, że kelnerka ma pojęcie o tym, co kuchnia gotuje i jest w stanie doradzić - chciałam philadelphia cheese steak sandwich ale bez cebuli, zostało mi odradzone, bo kanapka może wyjść za sucha. Duży plus. Minus za nazwy potraw - trochę przekombinowane, by nie powiedzieć nadęte.
Jako czekadełko dostaliśmy po talerzyku kiszonej kapusty "bo chroni przed grypą". Była całkiem smaczna - ukiszona w sam raz. Chwilę potem przyszły główne dania. I tutaj duży minus - kelnerka postawiła przed nami wielki talerz i równie pokaźną deskę i sobie poszła. Talerzyki po kapuście i puste butelki po napojach pozostały skutecznie zagracając niewielki stoliczek.
Zamówiłam karkówkę terryiaki, podawaną z pieczonymi ziemniaczkami, smażonymi z czosnkiem pieczarkami i sosem wasabi. Mięso było bardzo smaczne - miękkie, dobrze przyprawione i zgrillowane, całkiem spory, ładny kawałek. Nie mam zastrzeżeń poza "dekoracją" w postaci plastra puszkowego ananasa. Sos wasabi jak to restauracyjny sos wasabi, intensywnie zielony i chrzanowy, nie bardzo pasował do dania, za to wyglądał bardzo ładnie. Pieczarki wydały mi się bez smaku. Przyczyna okazała się prosta - nie da się przyrządzić dobrych pieczarek bez użycia soli i pieprzu. Po doprawieniu były zupełnie jadalne. Przy okazji okazało się, że stojąca na stole solniczka była niezakręcona. Natomiast ziemniaczki okazały się być totalną porażką - podobnie jak pieczarki niedoprawione, twarde, co tu dużo mówić, surowawe.
Alastor skusił się na cheeseburgera podawanego z frytkami i sałatką coleslaw. Zażyczył sobie dobrze wysmażonego. Nie wiem czy taki był zamysł kucharza, ale mięso było za bardzo wysuszone i na mój gust niedoprawione. Sytuację uratowało trochę doprawienie burgera stojącym na stoliku sosem HP. Ser i dodatki warzywne mieściły się w burgerowej normie, czyli raczej ok. Natomiast bułka okazała się być niesamowicie zapychająca. Jeśli chodzi o dodatki, to frytki były ledwo ciepłym wyrobem frytkopodobnym z mączki ziemniaczanej, a smak sałatki został skutecznie zamaskowany przez utopienie jej w morzu majonezu.
Podsumowując, pyszna karkówka nie dała rady uratować całokształtu, zbyt dużo było niedoróbek, zarówno ze strony kuchni, jak i personelu na sali. W najbliższym czasie nie planujemy powrotu do Jeff's. Dwa danie główne z napojami kosztowały 68 zł. Nasza ocena to 2/5.

Nowy blog

Startujemy z nowym blogiem - będą na nim recenzje restauracji, relacje z festiwali oraz targów i być może książek kulinarnych. Doszliśmy do wniosku, że na głównym blogu recenzje giną wśród przepisów. Na początek przekopiujemy stare wpisy, a od kwietnia startujemy z całkiem nowymi.